wtorek, 30 listopada 2021

Richard Paul Evans - "Ulica Noel"




Jak każdego roku kupiłam książkę Evansa, chociaż co roku mówię sobie, że to ostatni rok. Książka, która została wydana rok temu "Świąteczny Nieznajomy" i z wcześniejszej Trylogii "Tajemnica pod jemiołą" były złe i to bardzo. Bardzo nudne i przewidywalne. Do tego ta miłość była po jednym spojrzeniu i to mi się nie podobało. Za szybko się działo wszystko i nie miało nic takiego, co by przyciągało. Ale tak bardzo przyzwyczaiłam się do jego książek, że co roku kupuję wszystko co wyda.

Ta książka jest inna. 

To czasy gdzie historia rozgrywa się w 1975 roku po wojnie w Wietnamie, gdzie zginął mąż głównej bohaterki. Teraz ona sama mieszka w małym miasteczku Mistletoe w Utah że swoim synkiem Dylanem. Jej życie jest samotne, po śmierci męża gdy dowiedziała się ze jest w ciąży musiała wyjechać od rodziny, bo nie mogli oni zaakceptować jej synka. Był czarny, a ona biała. Elle w czasach szkolnych zakochała się w ciemnoskórym chłopaku i po kryjomu wzięli ślub. Owocem ich związku był Dylan. Niestety mąż nie miał możliwości spotkania synka. 

Teraz ona sama daleko od rodziny wychowuje jak tylko może syna. Ale nie jest to proste. Nie miała pieniędzy zbyt dużo jak wyjeżdżała, samochód również nie jest w najlepszej kondycji, ale w tym właśnie małym miasteczku spotkała przyjaciół. Jedni dali jej pracę i przyjaźń, a inni po prostu byli. Mimo, że jej syn jest jedyną osobą o innym kolorze skóry to nie odczuwają zbytnio rasizmu. 

Aż do pewnego momentu. 

Właśnie w 1975 roku jej syn po przyjściu ze szkoły pyta się jej co oznacza bycie Murzynem, bo tak nazwał go kolega że szkoły. Inny moment to pobyt w restauracji i jedna z kobiet mówi: kto wpuścił te osoby. Tak naprawdę to ciężki czas dla rodzin takich jak Elle i jej syn. 

To też trudny czas dla samego chłopca, bo nie widzi on osób o takim samym kolorze skóry jak on sam, bo jest to zbyt małe miasteczko. Miłość matki i jego opiekunki sprawiają, że nie odczuwa, że jest inny. 

To, że wspominam o tym ma na celu pokazanie głównego plusa książki. To naprawdę inne czasy w jakich pisze autor. To czas gdy Ameryka się zmienia, ale w małych miasteczkach trwa to dłużej. 

Wracając do samej historii to poznajemy Elle, gdy znów ma problem z samochodem i musi odwiedzić warsztat. Okazuje się, że potrzeba kilku napraw, które będą dosyć drogie. Nowy pracownik w warsztacie mówi, że zajmie mu to z 2-3 dni. Trzeba zaznaczyć, że ten nowy pracownik to William i jest również czarnoskóry. 

Gdy Elle pomogła nowemu pracownikowi w jednym małym problemie, ten odwdzięczył się jej darmową naprawą i ten wątek zmienia wszystko. Chęć podziękowania mu sprawia, że zbliżają się do siebie. Okazuje się po pewnym czasie, że Wiliam był jeńcem wojennym właśnie w Wietnamie i był w niewoli kilka lat. Ma dużo przeżyć i sam mówi, że jest rozbity po tym wszystkim. Jeden moment zbliża tą dwójkę do siebie. W 1975 roku nikt nie wie, że istnieje coś takiego jak zespół stresu pourazowego i że pamięć może przywołać w każdym momencie coś strasznego. 

To też właśnie duży plus tej książki. Pokazanie jak osoby wracający z wojny zmagają się z własną psychiką. Koszmary, ich życie na wojnie w tym zabijanie, bycie jeńcem i trudny powrót do życia, to wszystko sprawia, że inaczej patrzymy na książkę. 

Sama historia poznania i szybkiej miłości pomiędzy dwoma bohaterami jest typowa dla autora. Bardzo szybko przechodzą oni ze zwykłej znajomości w miłość.

Ale to nie znaczenia. Naprawdę. 

Wątki poboczne dają tak dużo dobrego, bo to jest ważne o czym pisze autor, że nie patrzę już, że znów tak szybko się zakochują, tylko myślę, dlaczego ludzie patrzą inaczej na kogoś że względu na kolor skóry. 

Książka na wielki plus i cieszę się, że też jest dużo świąt. Oprócz święta dziękczynienia jest też grudzień, są światełka, choinka, jarmark i to mi się podoba. Bardzo. We wcześniejszej książce nie było magii świąt a tutaj jest. I dzięki temu można nią rozpocząć świąteczne czytanie. Gdyby tylko było jej więcej. Niestety znów jest z tych krótszych. pomiędzy rozdziałami puste kartki i duże litery. A szkoda, bo czasami trzy-cztery rozdziały więcej sprawiłyby, że nie byłoby tak szybko wszystko.

Polecam.


Poniższa notka pochodzi od wydawcy:

Czasami potrzeba ciemności, żeby ukazało się nasze światło.

Spotykają się na życiowym zakręcie, kiedy obydwoje stracili już wiarę, że coś dobrego może im się przydarzyć. Elle samotnie wychowuje synka, pracuje na dwie zmiany w przydrożnym barze i ledwo wiąże koniec z końcem. William dopiero co zamieszkał w ich miasteczku i od razu wzbudza zainteresowanie wszystkich swoim nietypowym zachowaniem.

Los splata ich ścieżki w zaskakujący sposób. On pomaga jej otworzyć się na uczucia, a ona wspiera go w walce z demonami przeszłości.

Elle zaczyna się zastanawiać, czy ich spotkanie na pewno było przypadkowe. I czy to możliwe, że William zna prawdę o najtrudniejszym okresie w jej życiu.

Czy rodzące się uczucie da im szansę na nowy początek?

Ulica Noel to pełna ciepła i wzruszeń opowieść o trudach samotności
i powracającej nadziei. Piękna lekcja na święta o tym, że wszystko, co dajemy innym, do nas wraca.


„Seria z Noel”

Słowo „Noel” pochodzi z łaciny i oznacza „narodzić się”. „Seria
z Noel” to wyjątkowe historie o tym, że w każdym życiu mogą narodzić się miłość i dobro. Wystarczy tylko mocno w to wierzyć.

poniedziałek, 29 listopada 2021

Tomasz Betcher - "Szczęście z piernika"

 



Będąc aktualnie w czasie przeprowadzki, wszystkie moje książki są popakowane i wywiezione. Chwilowo nie mam nowości, chyba, że dojdą nowo zamówione, więc jestem skazana na empikGo. Nie mam w nim dostępu do zbyt wielu świątecznych książek, ale kilka jest. Jedną z nich jest książka "Szczęście z piernika" z 2019 roku. Niestety troszkę trudno czyta się na telefonie, ale jak nie ma innej możliwości to wybiera się i taką. Zawsze to jakaś nowa pozycja do kolekcji :)

Jeśli chodzi o książkę to muszę przyznać, że jest ciekawa. Przewidująca, ale takie są świąteczne, że muszą kończyć się dobrze. Autor opisuje trzy postacie - Kalinę z Torunia i Oliwię i jej ojca Rafała z Gdańska. Ich drogi przecinają się niespodziewanie. 

Gdy Rafał wychodzi po 5 latach z więzienia i wraca do domu swojej matki, zastaje córkę, która pragnie uciec od swojej babci. Ma jej już dość i jej trudnego charakteru. Dziewczyna, która za kilka dni miała mieć "18" doszła do wniosku, że już nie daje rady wytrzymać z babcią i chce wolności, oraz chce poznać dziadków ze strony matki. Niestety wychowywała się bez niej, bo zmarła ona wiele lat temu. Jej ojciec Rafał popadł w kłopoty, będąc młodym mężczyzną kradł samochody i niestety został złapany. Po pięciu latach wychodzi za dobre sprawowanie.

Razem z córką postanawiają odwiedzić grób zmarłej Alicji i dziadków. Ich spotkanie nie wygląda tak jakby chciała tego Oliwia. Niestety jej dziadkowie nadal mają za złe Rafałowi, że "porwał" ich córeczkę i sprawił, że ona urodziła dziecko, a przecież była taka inteligentna i ambitna. Oliwia wypada z ich mieszkania i biegnie przed siebie. W pewnym momencie zderza się z Kaliną wychodzącą z kawiarni.

Kalina jest mieszkanką Torunia od siedmiu lat w związku. Teraz chce otworzyć kawiarnię z piernikami, które sama postanawia wypiekać. A trzeba przyznać, że ma talent do tego. Wszystko byłoby idealne, ale niestety nie może naprawić pieca kaflowego, który w tym miejscu stoi już od ponad 50 lat. Jest stary, ale idealny do wypieków. Gdyby tylko działał. Niestety oprócz braku fachowców, to nie koniec jej problemów. Gdy wraca do domu i zastaje chłopaka z inną kobietą, jej świat rozpada się. Po wielkim wywaleniu go z mieszkania, popada w typową rozpacz. 

I właśnie następnego dnia spotyka się z przyjaciółkami w swojej kawiarni i gdy wieczorem po ich wyjściu, wychodzi już sama, to wpada na nią Oliwka. Ze względu na to, że młodsza z dziewczyn zraniła się upadającą butelką, to starsza zaprasza ją do środka i postanawia opatrzeć ranę. Zaczynają rozmawiać i tak spotyka je Rafał, który wybiegł za córką, ale zgubił ją i dopiero po wielu minutach odnalazł.

Rozmowa początkowo trudna, później robi się co raz bardziej ciekawa. Kilka zdarzeń sprawia, że Rafał naprawia piec i dodatkowo zaczyna się jakaś chemia pomiędzy tą dwójką dorosłych. 

Ale jeśli Kalina dowie się o więzieniu to będzie chciała kontynuować tą znajomość? Nie mówiąc już, że to dwa różne miasta. Czy uda się to jakoś pogodzić? A może były dziewczyny Łukasz będzie chciał do niej wrócić. I co wtedy zrobi Kalina?

Muszę przyznać, że to moja pierwsza długa świąteczna polska książka. Jedyne co czytałam wcześniej to krótkie opowiadania, gdzie byłam zła, że są takie krótkie. 

A tutaj mam pełną książkę, która jest ciekawa i co ważne dobrze napisana. Fajny styl, ciekawa fabuła, no i jeszcze napisana przez mężczyznę. No dobra Richard Paul Evans też pisze piękne książki o miłości i też świąteczne, ale jeśli chodzi o polskich to pierwszy raz się z tym spotkałam. I było to duże, ale pozytywne zaskoczenie.

Czasami fajnie przeczytać coś co nas zaskoczy i to właśnie jest taka historia. Pokazuje ona nie tylko miłość, ale i też tragedię. Pokazuje też, że śmierć innych ma duży wpływ na całą rodzinę. Nie zawsze jest to dobre, gdzie idealnym przykładem jest właśnie matka Rafała. Ale czy tak musi wyglądać życie? A zwłaszcza kto musi cierpieć i dlaczego?

Polecam książkę.

Poniższa notka od wydawcy

Święta o zapachu piernika... Poznaj najbardziej smakowitą świąteczną powieść tego roku!

Szczęście z piernika to historia trojga ludzi, których ścieżki przecinają się w Toruniu tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Kalina to dziewczyna z charakterem, która o piernikach wie wszystko. Rafał próbuje na nowo odnaleźć się w rzeczywistości, za którą przestał nadążać, a wchodząca w dorosłość Oliwia ma nadzieję na lepszą przyszłość. Klimatyczna piernikarnia i jeden z najbardziej tradycyjnych polskich przysmaków – piernik – narobią niezłego zamieszania w życiu bohaterów. Zasypane śniegiem miasto, poruszające serca dźwięki gitary i pachnąca piernikami kawiarnia – czy to dobry przepis, aby zakochać się w Toruniu?

wtorek, 16 listopada 2021

Rebecca Serle - "Moja lista gości"




Dlaczego kupiłam książkę "Moja lista gości"? To proste. Jedna z osób czekających na Sabrinę była Audrey Hepburn, a ja ją uwielbiam. 

Ta książka to również świetny początek na rozpoczęcie maratonu świątecznych powieści. Zaczyna się w grudniu, gdzie restauracje już są ozdobione lampkami. Ale oprócz przystrojonej restauracji nie ma więcej odnośników do świąt.

Ale tak naprawdę w tamtym roku czytałam książkę "Pięć lat z życia Dannie Kohan" i bardzo mi się podobała. Nie tylko fabuła, ale i styl autorki. To jedna z tych książek, które bardzo dobrze czyta, a to jest bardzo ważne.

W tej książce tak naprawdę przewijają się dwie historie: to co było od czasów studiów (jej życie miłosne) i kolacja urodzinowa.

Trzydzieste urodziny to tak naprawdę coś wyjątkowego, to czas przemyśleń i podjęcia czasami jakiś decyzji, to czas gdzie w większości rozliczamy się z przeszłości. Czy nasze marzenia się spełniły, czy udało się nam osiągnąć to co chcieliśmy. To moment wyjątkowy i nie dziwota, że takie są właśnie u Sabriny.

Dawno temu napisała ona listę pięciu osób żywych lub martwych, z którymi chciałaby zjeść kolację. Wśród tych osób znalazł się jej ojciec, były chłopak, wykładowca, Audrey Hepburn, oraz Jessica jej najlepsza przyjaciółka. 

Początkowo jest to troszkę dziwne dla wszystkich, jakby nikt nie wiedział dlaczego tutaj jest. Ale każdy stara się jakaś zacząć. Ważne że mogą jeść i pić. I wyjść do łazienki, lub papierosa. Tak naprawdę to jest jak sen. Gdy Sabrina wchodzi do restauracji i zamiast przyjaciółki są i inni z listy to nie wie co się dzieje. A przecież chociażby jej ojciec nie żyje już od dawna. Nie mówiąc o Audrey. 

Mimo wszystko ta kolacja jest ważna. Rozmowa z ojcem który odszedł do innej i miał z nią dwie córki sprawia, że może coś zmieni. Może ten gniew nie będzie aż taki duży na niego. Ale nie chciałabym za bardzo się o tym rozpisywać. Na pewno pozwoli to dziewczynie inaczej spojrzeć na przeszłość i jej dzieciństwo.

Ważniejsza jest kwestia Tobiasa. Chłopaka. Miłości życia. 

W czasach studenckich Sabrina poznała go na wystawie na plaży gdzie była ze swoją grupa studencką. Po kilku zdaniach była nim zauroczona do tego stopnia, że postanowiła go odnaleźć na jego uczelni. Jego nie było, ale był obraz który kupiła jego autorstwa. Poznała też jego dziewczynę.

I na tym miłość mogłaby się skończyć, ale gdy przeprowadziła się do NY jakimś dziwnym zrządzeniem losu jechali tym samym wagonem pociągu. Ona go poznała, on niestety nie. Szybko zostali parą i ich miłość rozkwitła. 

I tu się zaczyna coś ważnego. Każde z nich uważa, że kocha bardziej. Co zrobili ważniejszego lub co poświęcili dla tej drugiej połówki. To sprawia, że tak jak mówi Jessica 

"Osoba, która uważa, że kocha bardziej, wierzy tez, że daje więcej. A to może prowadzić do niechęci."

I coś w tym jest. Może nie zawsze to mówi się na głos, ale w skrytości później wychodzi to:

- zostawiłem dla Ciebie pracę marzeń 

- miłość do ciebie sprawiła, że nie mam zleceń bo jestem tutaj 

- to ja szukałam Ciebie i odnalazłam

- to ja opłacam wszystko 

- to ja pracuje 

Itd itd 

To nie jest proste i też ich miłość nie jest prosta. Żyją dniem codziennym nie myśląc o przyszłości. Czu to jest dobre? Każdy uważa pewnie inaczej, ale czytając książkę można dostrzec wady ich znajomości, ale i zobaczyć, że się kochają. 

Jak się wszystko kończy i co się dzieje w między czasie to byłby spojler, więc nie napiszę. 

Napiszę jednak, że miłość ma różne oblicza i nie zawsze jest na wieczność. Czasami jedna chwila, moment i zmienia się wszystko. Nie tylko w miłości dwojga ludzi, ale i rodziny czy też przyjaciół.

Co byśmy nie robili i jak bardzo nie kochali to ważne jest pamiętać o tej drugiej osobie. Nawet o przyjaciołach. Może nie jest to pokazane idealnie, ale pamiętajmy też o przyjaciołach. Oni też są ważni w naszym życiu.

Polecam 



Poniższa notka od wydawcy:

Gdybyś mogła zjeść kolację w towarzystwie pięciu dowolnych osób, kogo byś zaprosiła i dlaczego?

Swoje trzydzieste urodziny Sabrina planowała świętować standardowo i bez fajerwerków. Każdego roku razem ze swoją przyjaciółką Jessicą spotykały się na urodzinowej kolacji, na której wspominały studenckie życie, plotkowały i wypijały morze wina. Tak miało być i tym razem…
Kiedy Sabb nieco spóźniona dociera na spotkanie, okazuje się, że przy stole czekają już nieżyjący już od lat ojciec, Audrey Hepburn, wykładowca z czasów studenckich oraz były narzeczony.
Jak to możliwe? Jakim cudem znaleźli się oni przy jednym stole? I kto poradzi sobie z tą niezręczną ciszą?

Moja lista gości to słodko-gorzka opowieść o dorastaniu, trudnych pożegnaniach i o tym, że musimy zrozumieć swoją przeszłość, by otworzyć się na przyszłość.

czwartek, 11 listopada 2021

Katarzyna Bonda - "Nikt nie musi wiedzieć"

 



"Nikt nie musi wiedzieć" to pierwsza książka Katarzyny Bondy, którą mam przyjemność przeczytać. Zaczynam czytać od czwartego tomu cyklu o profilerze Hubercie Meyer. To nie jest ważne, bo mało jest odniesień do wcześniejszych książek i to jest dobre. Można ją przeczytać jako odrębną część.

Tak naprawdę tylko to jest dobre.

Dostałam książkę w prezencie, a jako, że kocham kryminały to przyjęłam ją z chęcią. Do tego to Bonda nasza Polska Królowa Kryminału. Od zawsze chciałam przeczytać coś napisanego przez nią, ale jakoś odkładałam to, bo ma tyle książek, że trudno wybrać coś. Ale jako, że dostałam to się ucieszyłam. 

Niestety czytając już taka nie byłam zadowolona. Miało na to wpływ kilka rzeczy, ale chyba najbardziej to ilość wątków i postaci. Tego było po prostu zbyt dużo, tak jakby Bonda nie mogła zdecydować się na jeden wątek i postanowiła zrobić ich kilka. Przez pierwsze strony gubiłam się i to bardzo. Nie rozumiałam o czym pisze i po co to robi, ledwo zaczęła pierwszy wątek a już przeszła do drugiego. Potem jedna strona i już kolejny trzeci wątek.

A trzeba przyznać, że prolog zaczął się świetnie. Zamek w Mosznej, las, mgła, trup i to było ciekawe, ale zanim autorka do tego doszła to minęło dobrych kilka stron i zdążyłam się zdenerwować z czekania. 

Ale wreszcie zaczął się wątek zamku i morderstwa i to mi się podobało i to chciało się czytać. Mimo, że później wszystkie wątki się połączyły, to jednak jak ktoś zapyta się mnie kto zabijał to nie powiem, a jeśli powiem to nie wiem dlaczego.

Naprawdę średnia książka.

A szkoda. 

Z drugiej strony jak przejrzałam komentarze na LC, to dużo osób miało podobne odczucia, więc tak naprawdę nie mylę się zbytnio.

Czytam dużo książek i przeważnie na jedną książkę nie poświęcam więcej niż tydzień, a tą czytałam trzy tygodnie. Ale jak już zaczęłam to chciałam ją skończyć. Udało się i poczułam ulgę. 

Nie polecam jej, chyba, że jesteście jej fanami to co innego. Ja się zawiodłam.

Poniższa notka od wydawcy

Na tę książkę czekają wszyscy fani Katarzyny Bondy! Najpopularniejsza polska autorka powieści kryminalnych, po niemal 10 latach przerwy, prezentuje kolejną część uwielbianej przez czytelników (i wyczekiwanej!) serii z psychologiem śledczym – Hubertem Meyerem.

Nie spełniły jego fantazji. Zapłaciły krwią.

To będzie najtrudniejsze śledztwo w całej karierze Meyera.

Tylko on, telewizor i bateria tequili. Tak Hubert Meyer postanawia spędzić swój trzynastodniowy urlop. Ten plan się jednak nie powiedzie. Nieznajoma kobieta zaczyna nękać go dziwnymi esemesami, a wkrótce potem niezapowiedzianą wizytę składają mu zaprzyjaźnieni policjanci razem z prokurator Weroniką Rudy. Pół roku wcześniej jeden z funkcjonariuszy zastrzelił Japę, niebezpiecznego gangstera. Żeby ocalić policjanta przed grożącą mu karą, Meyer ma sporządzić ekspertyzę która, skieruje śledztwo na lewe tory. Śmierć Japy zostałaby wtedy uznana za gangsterskie porachunki. Potrzebna jest jednak „przykrywka”, zastępcza sprawa, nad którą śledczy będą oficjalnie pracować.

Wybór pada na morderstwo w Mosznej, gdzie na drodze prowadzącej do zamku porzucono zmasakrowane ciało młodego chłopaka. Kiedy Meyer i Rudy próbują odkryć tożsamość sprawcy, ten dokonuje kolejnych zbrodni. Śledczy przesłuchują kolejnych świadków. Trop wciąż się urywa. Za murami starego zamku aż buzuje od konfliktów. To będzie najtrudniejsze i najbardziej ryzykowne śledztwo w całej karierze Meyera.