Kupiłam tą książkę w 2018 roku w czasie jej premiery w Polsce. Ale długo czasu zajęło mi jej przeczytanie. Dopiero w nowym roku zaczęłam ją czytać. Tak jak przy ostatniej książce i tutaj jestem zadowolona, że nie czytałam jej przed świętami. To jest kolejna książka z zimową okładką, ale wydarzenia pokazywane są przez różne pory roku. Owszem są w tle święta, ale nie ma np świętowania, choinki tylko impreza z przyjaciółmi.
Książka jest opowieścią z 10 lat z życia Laurie. Pierwszy raz dziewczynę spotykamy gdy siedzi w autobusie i widzi na przystanku mężczyznę. Gdy podnosi on głowę ich oczy spotykają się. I to jest ten moment, ta strzała miłości uderza w nich. Ona myśli czy uda jej się wysiąść, a on czy wejdzie. Ale niestety autobus odjeżdża. Laurie nie może o nim zapomnieć i wspomina o nim swojej przyjaciółce.
Przez pierwsze dni i tygodnie chodzą po barach szukając go, ale niestety nie udało się.
Aż do następnych świąt.
To wtedy Sara przyprowadza go jako swoją miłość na imprezę świąteczną. Świat Laurie staje na głowie i jest załamana. Musi udawać, że go nie zna, a nawet Sara prosi i ją i jego żeby się zaprzyjaźnili. Bo wie, że to będzie jej mąż, jej życiowa miłość.
Ale.
No właśnie ale, te ale jest dużym słowem w każdym momencie tej książki. Coś co trwało kilka sekund w grudniowy dzień ma wpływ na wszystko, na ich przyszłość, postrzeganie świata i to co teraz. On kocha Sarę, ale do Laurie czuje przyciąganie. Każde spotkanie to niezręczna sytuacja aż do pewnego razu, gdy alkohol przejmuje decyzje za nich. Ona kocha go w ukryciu, ale stara się coś zmienić w swoim życiu, szuka miłości i nawet znajduje. Ale czy te kilka sekund sprawią, że ich świat będzie podporządkowany tej jednej chwili sprzed kilku lat? A co byłoby gdyby Sara dowiedziała się, że jej miłość to ten chłopak z przystanku. Nic nie jest takie proste jakby się spodziewano.
Książka jest bardzo ciekawa, ale długa. Tylko, że ta długość i ilość stron nie przeszkadza. Bardzo szybko się ją czyta, bo jest naprawdę dobrze napisana. Historia nie jest typowo świąteczna bo jest też czas z wakacji z Tajlandii i innych momentów z ich życia. Te dziesięć lat mija dość szybko, czasami jest pokazane coś po roku czasu, a innym razem po kilku dniach. Nie widzimy zbytnio zmian jeśli chodzi o zmiany fizyczne, a przecież mija 10 lat. Jakieś wspominki tylko, że troszkę więcej siwych włosów.
Książka pokazuje, że miłość ma różne oblicza. Czasami może być tą jedyną, tą najważniejszą, ale otoczenie jakie jest obok sprawia, że coś nie idzie. Czasami myślimy, że to miłość, ale tak naprawdę to nasze marzenie o miłości. W tej książce jest miłość, ale nie jest ona taka typowa. Czasami może trwać 10 lat i przez ten czas z tyłu głowy, zawsze będzie ta jedna osoba, która będzie wyznacznikiem naszej miłości.
Miłość to też miłość przyjaciół, traktowanie ich jak rodziny i to jest też ważne.
Uwielbiam takie książki, które pokazują tą miłość przyjaciół, którzy są ze sobą na dobre i złe.
Pewnie nie raz ją jeszcze przeczytam.
Polecam
Poniższa notatka pochodzi od wydawcy:
To klasyczna opowieść o miłości, której akcja rozgrywa się w ciągu dziesięciu kolejnych świąt Bożego Narodzenia, powieściowy odpowiednik filmowych hitów: „To właśnie miłość” i „Dziennika Bridget Jones”.
Laurie nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia – oczywiście do chwili, gdy nie zakochuje się w chłopaku, którego pewnego grudniowego dnia widzi na przystanku przez szybę zatłoczonego autobusu. Odnalezienie go to jedno z jej noworocznych postanowień. Po roku nieśmiałych poszukiwań spotyka go znowu, na świątecznym przyjęciu swojej najlepszej przyjaciółki Sary, która przedstawia go Laurie jako nową miłość swojego życia…
Książka dla kobiet kochających życie, Jojo Moyses i Nicholasa Sparksa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz