poniedziałek, 7 czerwca 2021

Inga Vesper - "Bardzo długie popołudnie"

 



Ta książka jest wielowątkowa. Bo chyba tak można ją nazwać. Z jednej strony jest kryminał, zaginięcie, życie "american dream", a z drugiej to co odgrywa dużą rolę czyli rasizm. To moment w czasach USA gdy osoba nie mająca białej skóry była tą złą. Ale czy tak jest naprawdę, że kolor skóry mówi innym jaki ktoś jest?

Nie jestem rasistką, ale na potrzeby tej recenzji będę używać czasami słów Biała lub Czarna i odnoszą się one właśnie do koloru skóry. 

Czasy tej książki to lipiec 1959 roku w Kalifornii, gdzie to co dobre jest w białych dzielnicach, a w tych biednych wszystko jest złe. I nie pod względem, że źli ludzi tylko są kolorowi. A ci od górnie postrzegani są jak coś gorszego.

Ta historia opowiada historię z kilku dni. Jej główną bohaterką, ale w większości nieobecną jest Joyce. Biała kobieta, która znika w niewyjaśnionych okolicznościach. W domu zostawia dwie córki Barbarę i Lily i męża. Jedyne co po niej zostaje to plama krwi na podłodze kuchni.

I to właśnie zastaje Ruby - czarnoskóra pomoc domowa pracująca w dwóch domach w dzielnicy Sunnylakes. Gdy dziewczyna idzie do pracy to najpierw zaczyna u Pani Ingram. To kobieta, która wszystko dokładnie sprawdza czy jest czysto i dlaczego sprzątaczka jest taka powolna. Nie obchodzi jej, że autobus miał spóźnienie godzinne, dla niej praca ma być zrobiona na czas.

Co innego Joyce Haney, gdy Ruby przychodzi do niej to owszem sprząta, ale jest w dobrym domu, może się zwierzyć, może sprzątać w miłym towarzystwie i sama zauważa, że Joyce stara się ogarniać mieszkanie przed wizytą sprzątaczki. 

Ale to co jest piękne, niestety po jakimś czasie zanika. Pewnego dnia po wizycie u Pani Ingram, Ruby pod domem Joyce widzi Barbarę i słyszy płacz Lily. Gdy wchodzi z dziećmi do kuchni widzi wielką plamę krwi, więc wzywa policję. Jak to bywa w tych czasach za samo bycie Czarną została uznana za świadka, ale żeby nie uciekła z miasta została prewencyjnie aresztowana.

I spędziłaby w więzieniu wiele dni gdyby nie Mick, nowy detektyw, który wie, że sam kolor skóry nie sprawia, że ktoś jest winny. Od razu ją wypuszcza i prosi o informację. 

Ta sprawa, którą bada Mick nie jest prosta. Nie ma ciała, nie ma żadnych świadków, nie mają nic. Mają jedynie informację, że w tym dniu kupowała rzeczy do malowania. Ale w domu ich nie ma.

Mick nie ma wyjścia i musi poprosić Ruby o pomoc. Ale czy dziewczyna zaufa białemu facetowi? To nie jest takie proste. Czarni uważali, że nawet jak pomogą Biały to i tak zostaną uwikłani w coś złego. Czy będzie się jej to opłacać? Ta dziewczyna przeszła wiele w życiu, sam fakt, że ma czarną skórę sprawia, że przez każdego jest gorzej postrzegana. 

Teściowa Joyce uważa, że Ruby jako sprzątaczka powinna nosić specjalne ubrania, buty, nie powinna wchodzić do większości miejsc, siedzieć na leżaku, a tym bardziej dotykać dzieci. Czytając książkę miałam odczucie, jakby to, że ktoś ma inny kolor niż biel może przenosić jakąś zarazę dotykając dziecko. 

Ta książka pokazuje oprócz ciekawego śledztwa życie różnych ludzi. Jak kolor skóry zmienia postrzeganie innych. Kto jest biały ma przywileje, ale czarny niestety nie. To czasy gdzie są ważni ludzie i ci gorsi. Chłopak Ruby mówi, że gdyby zaginęła czarna kobieta to policja nawet nie kiwnęłaby palcem, co powinna wiedzieć patrząc jak zajęli się śmiercią jej matki. 

Ruby sama mówi, że w Sunnylakes nic nie jest takie jakie być powinno i faktycznie gdy wchodzimy w głębiej w życie mieszkańców i samej zaginionej zauważamy wiele tajemnic. Naprawdę wiele tajemnic, które zmienią wszystko. 

Cieszę się, że mogłam przeczytać książkę gdyż uważam, że jest idealna na letni wieczór lub plaże. Naprawdę ciekawa fabuła i mimo, że jest te zaginięcie to wszystko co jest obok wciąga jeszcze bardziej.

Polecam.


Poniższa notka pochodzi od wydawcy:

Znakomity kryminał o tym, jak American dream zamienia się w koszmar.

Wczoraj pocałowałam męża po raz ostatni…

Jest lato 1959 roku, kalifornijskie słońce wypala wypielęgnowane trawniki przed domami w Sunnylakes. Pewnego bardzo długiego popołudnia w tej sielskiej atmosferze przedmieścia znika Joyce Haney. Tego samego dnia Ruby Wright udaje się do pracy, spodziewając się, że czeka tam na nią to, co zawsze: obowiązki domowe, których nie cierpi, obolałe stawy, pogarda ze strony białych pracodawców… a także światełko w mroku codzienności: życzliwość Joyce. Zamiast tego znajduje dwójkę przerażonych dzieci i plamę krwi na podłodze w kuchni. Po pani domu nie ma śladu.

Do sprawy zostaje przydzielony detektyw Mick Blanke, który niedawno trafił do Sunnylakes z Nowego Jorku i szybko odkrywa, że klucz do zagadki znajduje się w rękach Ruby, nikt bowiem tak dobrze jak ona nie zna tajemnic kryjących się za wykrochmalonymi, idealnie gładkimi zasłonami.

Tyle że czarnoskórych pomocy domowych na amerykańskim Południu nie prosi się o pomoc w śledztwie. Ich o nic się nie prosi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz