poniedziałek, 18 listopada 2019

Malwina Ferenz - "Pora na miłość"




Nie wiem jak Wy, ale ja mam problem z polskimi autorami. Bardzo często czytanie ich książek sprawia mi trudność. Nie wiem czy to jest związane językiem, czy też stylem, czy też potrzebą wyróżnienia się wśród wielu innych polskich autorów. Trudno mi powiedzieć.

Czytając opis książki "pora na miłość" pomyślałam sobie, że może być to ciekawa pozycja. Mamy cztery historie, cztery kobiety, każda w innym wieku i z inną historią. Z opisu myślałam, że to będą 4 powiązane ze sobą historie, losy czterech bohaterek gdzieś może się stykają i razem muszą pomyśleć nad życiem. Tego nie ma, jedynie, że córka jednej chodziła do klasy z inną, a jeszcze innej mama była znajomą jakiejś innej. To są cztery osobne historie, każda historia około może 100 stron i tak naprawdę zanim mamy wprowadzenie to historia się kończy.
Pierwsza część jest o Katarzynie. Zaczęłam czytać i niestety męczyłam się. Pomysł dobry, postacie ciekawe, ale styl pisania nie przemówił do mnie. Może jest za bardzo młodzieżowy? To chyba to. Mam 31 lat i lata studenckich imprez, czasów mam za sobą. Tutaj w tej części bohaterowie są po maturze, są młodzi, lubią się bawić. Szukają też miłości. Akcja książki dzieje się we Wrocławiu, nigdy nie byłam w tym mieście co bardzo utrudnia mi zagłębienia się w życie miasta. Autorka opisuje ulice, trasy, jakieś miejsca o których nie mam pojęcia. Pisze, że Kaśka idzie ulicą ta, skręca w tą i dalej w tamtą przechodząc obok jeszcze innej. Mi to nic nie mówi, a jeszcze bardziej sprawia, że mam ochotę powiedzieć: to ile km zrobili 1 czy 3, ile szli godzinę czy 15 min? Ile można chodzić?
I tak wygląda pierwsza część. Bardzo długo się ją czytało.

Druga część za to przeczytałam szybko. Była ciekawa, miała potencjał ale niestety akcja była tak szybko rozwinięta że po chwili się skończyła. Wprowadzenie życia Anieli trwało długo, autorka rozpisała się, potem to już poszło z górki i nawet nie pomyślałam o tym co czytam a już ta część się skończyła.

Tak samo trzecia część. Bardzo ciekawa, świetny pomysł, dawna miłość, zdegradowanie w pracy, koty, mamuśka i nutella. Ale znów to samo, za szybko koniec.

W czwartej części za to się nudziłam. Może i autorka miała pomysł, ale znów było to samo. Początkowe wprowadzenie innych bohaterów zajęło rozdział a potem dopiero przeszliśmy do tych głównych i tak naprawdę czy Ci pierwsi byli potrzebni? Wg mnie nie.

Najbardziej rozpisana jest część pierwsza, jest kilka wątków, zapowiadająca się na długą opowieść. Czasami troszkę nudna, a czasami coś się dzieje, jest kilka postaci w tej części i każda postać ma swoją historię, a z drugiej strony chłopak któremu podoba się Kaśka jest może w dwóch rozdziałach?
Ale tak jak wspomniałam, niestety styl w jakim napisana jest książka nie do końca przemawia do mnie. Cieszę się, że nie kupiłam tej książki tylko miałam ją  w abonamencie empiku.

Doszłam do wniosku, że na blogu będę dawać książki, które również nie były świetne, ale przeczytałam je, więc chcę się podzielić z Wami moimi wrażeniami. Jeśli komuś się ta opowieść podobała to super, każdy z nas ma swoje zdanie i tak być powinno.

Poniższy opis pochodzi od wydawcy

Jest taki stan ducha, który nie ma ani wieku, ani odpowiednich miejsc czy pór roku. Pojawia się i sprawia, że nagle jesteś gotowa na wszystko. To właśnie miłość.
Zdawałoby się, że nic nie jest w stanie połączyć karierowiczki z banku ze starą panną z kotami, świeżo upieczoną maturzystką i gospodynią domową. Jednak życie pisze swoje przewrotne scenariusze.

Wśród urokliwych ulic Wrocławia coś burzy spokój czterech niezwykłych kobiet. Magda traci pracę, kończy czterdziestkę i kolejny słoik nutelli. Julia pnie się po szczeblach kariery, podczas gdy jej teściowa wznosi modły o wnuka. Kaśka podgląda wrocławian z parkowych drzew i uwiecznia ich na zdjęciach, a Aniela rozsiewa optymizm na prawo i lewo, doprowadzając tym do szału wszystkie sąsiadki.

Nieoczekiwany punkt zwrotny w życiu każdej z nich sprawia, że muszą zweryfikować swoje dotychczasowe życie. Bo gdy los mówi „sprawdzam”, przychodzi czas na decyzje, które będą mieć swoje konsekwencje.

Czy wybiorą słusznie? Czy wybrną z tego zwycięsko? Czy zdadzą egzamin?

poniedziałek, 11 listopada 2019

Peter Wohlleben - "Dotknij, poczuj, zobacz - fenomen relacji człowieka z naturą"



Dzięki temu, że Wydawnictwo Otwarte przesłało mi książkę "Dotknij, poczuj, zobacz" miałam możliwość zagłębić się w świat przyrody troszkę wcześniej. Przyznam się, że sama bym jej nie kupiła, albo miałabym opory przed kupnem i teraz będąc już po lekturze żałowałabym.

Książka napisana jest przez niemieckiego leśnika. Opiekuje się on lasami w Reńskich Górach Łupkowych w Niemczech. Kocha przyrodę i robi wszystko aby leśnictwo było oparte na ekonomicznych i ekologicznych podstawach.

Książka jest specyficzna, autor uważa swój styl za gawędziarski, czyli nie naukowy, czasami wręcz nie jest brany poważnie. Dla mnie ten styl się podoba w tej książce. Tu jest dużo przytoczonych badań, faktów i gdyby to było w typowym naukowym stylu napisane to prawdopodobnie po kilku stronach miałabym dość. A tak czytając mam wrażenie jakby Peter mówił właśnie do mnie siedząc na przeciwko mnie.

Dotknij, poczuj, zobacz - to są nasze zmysły. Peter na początku książki opisuje 6 zmysłów i co one nam dają.

Wzrok - wejdź do lasu, stań w jednym miejscu i popatrz przed siebie, początkowo wszystko wygląda tak samo, potem zaczynasz dostrzegać różnice. Różne liście, pnie, kolory owoców.

Słuch - zamknij oczy i słuchaj, po pewnym czasie słyszysz szum liści na wietrze, różne śpiewy ptaków, szelest krzaków. Trzeba trenować i czujnie wytężać słuch, a kto wie co usłyszymy?

Węch - może my ludzie nie mamy tak dobrze rozwiniętego węchu jak np psy, ale podchodząc do kwiatów, drzew możemy wciągnąć powietrze i wtedy poznajemy zapachy.
Ja np uwielbiam zapach choinki na święta, to jest coś pięknego.

Smak - nie chodzi o dokładne próbowanie gałązek w lesie, ale bardziej to, że kosmetyki, kadzidełka, świece, środki piorące przedostają się do naszego jelita przez skórę. Nie musimy próbować, wystarczy że wąchamy, nakładamy na ciało kosmetyki lub ubrania.

I tutaj Peter napisał piękne zdania: "sztuczne dodatki obciążają zaś niepotrzebnie nasz organizm i z tego właśnie powodu porządna wycieczka do lasu może nam tylko wyjść na dobre, obciążając raz na jakiś czas nos, podniebienie i jelita. Wszystko, co w lesie oddziałowuje na zmysły, jest przecież tym właśnie zestawem aromatów, do którego nasze ciała zostały stworzone."

Kolejny zmysł to Dotyk - wystarczy dotknąć mchu, aby poczuć jego delikatność, dotknąć liści, kory drzew i można zobaczyć, że wszystko jest inne. Wystarczy zamknąć oczy i dotykając kilku drzew zauważymy, że każde z nich ma inną strukturę.

Peter wymienia jeszcze zmysł, który u człowieka może objawić się jako nadwrażliwość na zmianę pogody np zmiana ciśnienia, oraz zmysł równowagi jako część czucia głębokiego, który nie pozwala nam przewrócić się nawet gdy mamy zamknięte oczy.

Autor opisuje jak komunikują się drzewa, jak ilość tlenu w powietrzu wpływa na wielkość roślin, owadów i zwierząt. Jak ogień stał się najważniejszą zdobyczą ludzkości.

Dużo jest również o historii, o powstaniu drzew, ich komunikacji, o powiązaniach zwierząt na las i lasu na zwierząt.
Ciekawy jest rozdział dżdżownice w podróży, opowiada on podróżach tych stworzonek, oraz o transporcie pyłków, czy też grzybów w najróżniejsze miejsca świata i jaki to ma wpływ na ekosystem w danym regionie. Przyznaję, że nie zdawałam sobie sprawy, że aż taki.

Na końcu jednego z rozdziałów jest fajna myśl: "Czasami mam wrażenie, że nieco brakuje nam szacunku, jaki przez minione pokolenia był okazywany naturze. Czasów, w których drzewa i w ogóle przyroda odgrywały o wiele większą rolę w naszej kulturze"

Ile osób kocha las albo też mówi że potrzebuję powietrza, nie powietrza w mieście ale na łonie natury. Nawet krótki spacer sprawia, że jesteśmy gotowi do działania, czy ma to związek z naturą, zielenią, drzewami? Wg autora tak i tzw kąpiel leśna.

Często bywam w lesie i po przez tę książkę wiem, że będę inaczej na to wszystko patrzeć, będę się starała żyć w zgodzie z naturą, ale i będę korzystała z niej jak najwięcej. Bo wiem, że jest to dobre dla mnie i mojego organizmu.